wtorek, 23 sierpnia 2016

do lasów, do gór...

Koniec urlopu, to czas kiedy zaczynam myśleć o ucieczce. Długa przerwa od pracy sprawia, że ciężko wyobrazić sobie nową codzienność, biegane poranki, wyprawianie Jasia do przedszkola, szybka kaszka dla Jeremiego, kolejka do łazienki i okropny dźwięk budzików. Myślę sobie, że uciekłabym do drewnianego domku gdzieś w górach, gdzie dzieci mogłyby sobie biegać swobodnie po łąkach, gdzie czas byłby pojęciem abstrakcyjnym, gdzie miałabym swoją maszynę do szycia i szyłabym na niej rozrywając głuchą ciszę. Ktoś pomyśli, że daję się ponieść niezdrowemu romantyzmowi, a ja wiem że tak można, że nie jest to poza naszym zasięgiem. Odważne decyzje mogą być szalone, a im bardziej ludzie wokół będą stukali się po czołach, z tym większym przekonaniem powinniśmy je realizować. 
Być może powinnam mieć w sobie więcej odwagi i częściej podejmować ryzyko, póki co cieszę się, że nie zmarnowałam swojego urlopu, że udało mi się wrócić do szycia, że nie brakuje mi pomysłów i mam dwie sprawne ręce. Kiedy jednak będę chciała uciec na jeden dzień do lasów, do gór, to mam już przygotowany plecak. Kiedy będę chciała uciec na dłużej, to.... uszyję sobie większy :-)



Plecak uszyłam z nieprzemakalnej tkaniny Cordura, którą połączyłam od dołu z eko skórą, wszystkie uchwyty i mocowania są skórzane. Plecak wyposażyłam we dwie dodatkowe kieszenie zamykane na zamek, jedna w środku, a druga po wewnętrznej stronie plecaka (na plecach). Ta druga z przeznaczeniem na portfel i telefon.




Być może plecak nie wygląda na duży ale pomieści naprawdę wiele, ciepły sweter, kanapki, butelka wody mineralnej i dodatkowa para skarpet, wejdą bez problemu i jeszcze zostanie sporo miejsca.


Plecak świetnie sprawdzi się jako plecak na uczelnie, do pracy i na rower. Ja wybieram opcję las :-)


Ania

Ps. Kochani, żądni przygód tańców i swawoli czytelnicy! Jeśli nie macie pomysłów na to, jak pożegnać się z latem, to po raz czwarty zapraszam do Barcic na festiwal muzyki bałkańskiej Pannonica, każdy kto tu był ten wraca. Niesamowita atmosfera, niezwykła muzyka, bardzo selektywni uczestnicy. Festiwal w szczerym polu nad Popradem. Nie ma się nad czym zastanawiać, przyjedźcie! 
Więcej informacji na stronie PANNONICA 

środa, 3 sierpnia 2016

From flowers with love

Drogi czytelniku, czy przyglądałeś się kiedyś kwiatom? Jakkolwiek dziwacznie brzmi to pytanie zadaję je zupełnie poważnie i chociaż jestem pewna, że sto procent z Was odpowie na nie twierdząco, to zadam je jeszcze raz. Czy przyglądałeś się kiedyś kwiatom? Ich żyłkom, kanalikom, meszkowatej powierzchni, sokom które wydzielają, pyłkowi który wabi pszczoły? Czy zadumałeś się kiedyś nad ich genialną konstrukcją, która w zestawieniu z ich kruchym życiem jest niemalże absurdem? Tak delikatne, tak niewinne, zależne od humorów pogody, ogrodnika albo niesfornego chłopca depczącego je beznamiętnie. Wszystkie równe sobie, chociaż niektóre niesłusznie stawiane w wyższej hierarchii, ale czym różni się puchata róża z płatkami ułożonymi na kształt labiryntu od polnego chabra, którego zygzakowate płateczki zdają się wyfruwać z misternego zielonego kielicha? Albo piegowate orchidee i abstarkcyjne irysy? Kto śmie nazywać jedne lepszymi od drugich? 
A czy próbowałeś narysować kiedyś kwiat? Nie chodzi mi o kreskę zakończoną kółeczkiem gęsto otoczonym trójkątami. Ja próbowałam i chylę czoła przed każdym, komu to się udaje, bo oddać charakter liścia poziomki, jego proporcje względem drobnych kwiatuszków, multizieloność tego liścia i włochatą matową łodygę jest naprawdę trudno. Ponad sto lat temu, w wiktoriańskiej Anglii byli tacy którzy potrafili, mowa tutaj o grupie artystów z Arts and Crafts Movement. Malowane przez nich florystyczne motywy w sposób przepiękny oddawały istotę roślin czyniąc je w ten sposób nieśmiertelnymi. Wyżej wspomniana grupa z Williamem Morrisem na czele, chciała przybliżyć sztukę szerszej grupie odbiorców, pochylono się wówczas szczególnie nad przedmiotami codziennego użytku oraz elementami dekoracji wnętrz. Wspomniany William Morris oraz John Henry Dearle i wielu innych projektowali niezwykłe wzory tkanin i tapet, spora część tych wzorów powielana jest do tej pory i cieszy się niegasnącą popularnością. Nawet skromna Szyjnia od ponad czterech lat wykorzystuje wzory J. H. Dearle do swoich metek. Zakres działalności grupy Arts and Crafts był/ jest tak ogromny, że nie sposób tutaj o tym pisać, zachęcam Was do poczytania na ten temat, a poniżej mikropróbka ich możliwości. 

obrazy via: klik i klik

Zainspirowana tym pięknym wiktoriańskim nurtem, postanowiłam wykorzystać go do uszycia kolejnego Holmes'a. Warunkiem miał być lawendowy kolor i początkowo nie bardzo miałam pomysł z czym go połączyć; z szarym? nie, to już było. Z beżem? nie, nuda. Z bielą? nie, zestaw jak z baru mlecznego. Oprócz lawendy, miało też być coś szalonego, nie do końca oczywistego, więc postawiłam na mięsistą gobelinową tkaninę z florystycznym motywem. Wyszło gęsto, bardzo boho, bardzo zaskakująco nawet dla mnie samej, a to chyba dobry znak. 






Zanim powstał ten tekst, wysłałam poglądowe zdjęcie przyszłej właścicielce tej torebki, jej reakcja wywróciła do góry nogami całą moją koncepcję i właściwie już sama nie wiem co tkwiło w mojej podświadomości kiedy komponowałam tę torebkę. Otóż inteligentną ripostą na wysłane zdjęcie było skojarzenie z obrazami Celnika Rousseau, ot co! Chciałabym tańczyć w balecie, a skaczę pogo. Chciałabym tworzyć jak prerafaelici, a czytana jestem jako przedstawiciel sztuki naiwnej. Przynajmniej ten najlepszy z naiwnych i niechaj każdy to wie: kocham Celnika Rousseau! :-) 

via: klik
From flowers with love...
Ania